Bez wyższych uczuć
dział: Inne / dodano: 09 - 05 - 2022
Bieda oraz brak uczuć – te dwa czynniki miały pchnąć 23-letnią inowrocławiankę do uduszenia swojego synka. Nic nie było okolicznością łagodzącą, więc wyrok był wysoki. Do tragedii doszło blisko dekadę temu.
Epilog tragedii, do której doszło wiosną 2013 roku miał miejsce w bydgoskim Sądzie Okręgowym. Wszyscy byli pewni, że będzie skazujący, a wątpliwości budziła tylko liczba lat, na które zostanie skazana Natalia S. Przecież groziło jej nawet dożywocie.
Ostatecznie młota kobieta, która szalikiem udusiła półtorarocznego Filipka została skazana na 25 lat więzienia. - Działanie oskarżonej wskazało, iż potraktowała własne dziecko instrumentalnie, przedmiotowo. Odebrała życie własnemu dziecku z uwagi na chęć zapobieżenia sytuacji, aby nie wychowywało się ono w innym środowisku, aby nie było wychowywane przez kogoś innego - mówiła sędzia Małgorzata Bonisławska-Kania.
Na ogłoszeniu wyroku nie stawił się nikt z bliskich kobiety. Zresztą nie było ich wielu. Matka sama przebywa w więzieniu, ojciec dziecka miał problem z pojawieniem się na początku procesu. Kontakt z Natalią S. utrzymywała jedynie jej babcia. Jednak nawet ta nie pojawiła się w dniu ogłoszenia wyroku.
Skazana kobieta nie okazywała specjalnych emocji w czasie całego procesu. Kilka razy zalała się łzami, ale przeważnie z obojętną miną siedziała w milczeniu. - U oskarżonej nie rozwinęła się sfera uczuć wyższych, o czym świadczą związki uczuciowe, w które wchodziła, w których nastawiona była na własne korzyści. Nie okazywała smutku czy żalu po śmierci dziecka - zauważał prokurator Sławomir Głuszek w mowie końcowej.
Dzień po ogłoszeniu wyroku wróciliśmy do miejsca, gdzie półtora roku temu rozegrała się tragedia. Kamienica przy ul. Toruńskiej nie zmieniła się wcale. Z zewnątrz atrakcyjna, kremowa elewacja, a w środku odpadający ze ścian tynk, nadpalone deski podłogowe, uszkodzone poręcze i śmieci, wszędzie mnóstwo śmieci. Drzwi do mieszkania, w której babcia dziewczyny mieszkała z Natalią S. z Filipkiem były uchylone, a przy zamku ślady jakby włamania. Dzwonimy. Nikt nie odpowiada. Dopiero sąsiadka wyjaśnia. - Jej babcia zmarła jakieś dwa tygodnie temu. Była zamknięta w mieszkaniu, więc żeby się do niej dostać, trzeba było wyłamać drzwi - wyjaśnia kobieta.
W kamienicy już wiedzieli o wyroku wobec matki Filipka. Ze słów naszej rozmówczyni wynika, że informacja ta nie wywołała jakichś większych emocji. - Kiedy to się stało, to dużo o tym rozmawialiśmy. Później już coraz mniej. Tam czasem były krzyki, ale że coś takiego się stanie, to bym nigdy nie podejrzewała - wyznaje sąsiadka.
Internauci, jak zwykle, byli radykalni w ocenach kobiety. Padają słowa o karze śmierci. - Na krzesło elektryczne ją. Jak nie chciała dziecka własnego, mogła go oddać. Jest pełno różnych placówek. Jak można zrobić krzywdę dziecku, przecież to takie bezbronne - zastanawiała się pani Sylwia.
Szkopuł w tym, że w takich placówkach Natalia S. spędziła większość swojego dzieciństwa i wiedziała, jak w nich jest. Była świadkiem samobójstwa koleżanki, sama też dwukrotnie próbowała się zabić i często się okaleczała. Kilka dni po zatrzymaniu pojawiały się informacje, że dziewczynie proponowano, aby oddała Filipka do placówki opiekuńczej.
- Może dano jej coś takiego do rozważenia. Ale na pewno formalnej propozycji od mojego pracownika nie było. Nikt nie miał prawa zabrać jej dziecka, bo niby z jakiego powodu? Profilaktycznie? - w głosie Jadwigi Kalinowskiej słychać rozdrażnienie. - Nikt nie może jej zarzucić zaniedbywania dziecka. Nie znajdowała się w kręgu osób, w których przypadku obawiamy się o bezpieczeństwo dziecka. Dlatego wielki szok wywołała wiadomość, że ona coś takiego zrobiła.
Z kolei dyrektor Ośrodka Wspierania Dziecka i Rodziny wspomina, że u nich zachowywała się poprawnie, choć bywały z nią problemy we wczesnym dzieciństwie. - Jeśli chodzi o jej relacje z Filipkiem, to jestem przekonany, że była to jedyna osoba, którą ona naprawdę kochała i była przez nią kochana. Nikt jednak nie nauczył tej dziewczyny prawdziwej miłości, więc nie potrafiła zbudować zdrowych relacji - mówi Romuald Jaskólski.
W kontekście panującej na Kujawach biedy oraz zjawiska, które śmiało można nazwać już „zdziczeniem obyczajów” przy okazji tej tragedii wypada nie tylko zadać sobie pytanie „dlaczego tak się stało?”, ale również „kiedy dojdzie do podobnej?” - Opis osobowości tej kobiety pokazuje, że nie nadawała się na matkę i dziwię się, że ośrodki nic z tym nie zrobiły w porę! Środowiska patogenne powinny mieć odbierane dzieci i przymusowa kastracja oraz sterylizacja - ocenia pani Katarzyna.
Ostatni raz do zabójstwa dziecka na Kujawach doszło pod koniec lat 90. Mieszkanka Janikowa krótko po porodzie pozbyła się maluszka. Wyrok był niezwykle łagodny. Temida uznała, że dzieciobójczyni znajdowała się w depresji poporodowej.
Epilog tragedii, do której doszło wiosną 2013 roku miał miejsce w bydgoskim Sądzie Okręgowym. Wszyscy byli pewni, że będzie skazujący, a wątpliwości budziła tylko liczba lat, na które zostanie skazana Natalia S. Przecież groziło jej nawet dożywocie.
Ostatecznie młota kobieta, która szalikiem udusiła półtorarocznego Filipka została skazana na 25 lat więzienia. - Działanie oskarżonej wskazało, iż potraktowała własne dziecko instrumentalnie, przedmiotowo. Odebrała życie własnemu dziecku z uwagi na chęć zapobieżenia sytuacji, aby nie wychowywało się ono w innym środowisku, aby nie było wychowywane przez kogoś innego - mówiła sędzia Małgorzata Bonisławska-Kania.
Na ogłoszeniu wyroku nie stawił się nikt z bliskich kobiety. Zresztą nie było ich wielu. Matka sama przebywa w więzieniu, ojciec dziecka miał problem z pojawieniem się na początku procesu. Kontakt z Natalią S. utrzymywała jedynie jej babcia. Jednak nawet ta nie pojawiła się w dniu ogłoszenia wyroku.
Skazana kobieta nie okazywała specjalnych emocji w czasie całego procesu. Kilka razy zalała się łzami, ale przeważnie z obojętną miną siedziała w milczeniu. - U oskarżonej nie rozwinęła się sfera uczuć wyższych, o czym świadczą związki uczuciowe, w które wchodziła, w których nastawiona była na własne korzyści. Nie okazywała smutku czy żalu po śmierci dziecka - zauważał prokurator Sławomir Głuszek w mowie końcowej.
Dzień po ogłoszeniu wyroku wróciliśmy do miejsca, gdzie półtora roku temu rozegrała się tragedia. Kamienica przy ul. Toruńskiej nie zmieniła się wcale. Z zewnątrz atrakcyjna, kremowa elewacja, a w środku odpadający ze ścian tynk, nadpalone deski podłogowe, uszkodzone poręcze i śmieci, wszędzie mnóstwo śmieci. Drzwi do mieszkania, w której babcia dziewczyny mieszkała z Natalią S. z Filipkiem były uchylone, a przy zamku ślady jakby włamania. Dzwonimy. Nikt nie odpowiada. Dopiero sąsiadka wyjaśnia. - Jej babcia zmarła jakieś dwa tygodnie temu. Była zamknięta w mieszkaniu, więc żeby się do niej dostać, trzeba było wyłamać drzwi - wyjaśnia kobieta.
W kamienicy już wiedzieli o wyroku wobec matki Filipka. Ze słów naszej rozmówczyni wynika, że informacja ta nie wywołała jakichś większych emocji. - Kiedy to się stało, to dużo o tym rozmawialiśmy. Później już coraz mniej. Tam czasem były krzyki, ale że coś takiego się stanie, to bym nigdy nie podejrzewała - wyznaje sąsiadka.
Internauci, jak zwykle, byli radykalni w ocenach kobiety. Padają słowa o karze śmierci. - Na krzesło elektryczne ją. Jak nie chciała dziecka własnego, mogła go oddać. Jest pełno różnych placówek. Jak można zrobić krzywdę dziecku, przecież to takie bezbronne - zastanawiała się pani Sylwia.
Szkopuł w tym, że w takich placówkach Natalia S. spędziła większość swojego dzieciństwa i wiedziała, jak w nich jest. Była świadkiem samobójstwa koleżanki, sama też dwukrotnie próbowała się zabić i często się okaleczała. Kilka dni po zatrzymaniu pojawiały się informacje, że dziewczynie proponowano, aby oddała Filipka do placówki opiekuńczej.
- Może dano jej coś takiego do rozważenia. Ale na pewno formalnej propozycji od mojego pracownika nie było. Nikt nie miał prawa zabrać jej dziecka, bo niby z jakiego powodu? Profilaktycznie? - w głosie Jadwigi Kalinowskiej słychać rozdrażnienie. - Nikt nie może jej zarzucić zaniedbywania dziecka. Nie znajdowała się w kręgu osób, w których przypadku obawiamy się o bezpieczeństwo dziecka. Dlatego wielki szok wywołała wiadomość, że ona coś takiego zrobiła.
Z kolei dyrektor Ośrodka Wspierania Dziecka i Rodziny wspomina, że u nich zachowywała się poprawnie, choć bywały z nią problemy we wczesnym dzieciństwie. - Jeśli chodzi o jej relacje z Filipkiem, to jestem przekonany, że była to jedyna osoba, którą ona naprawdę kochała i była przez nią kochana. Nikt jednak nie nauczył tej dziewczyny prawdziwej miłości, więc nie potrafiła zbudować zdrowych relacji - mówi Romuald Jaskólski.
W kontekście panującej na Kujawach biedy oraz zjawiska, które śmiało można nazwać już „zdziczeniem obyczajów” przy okazji tej tragedii wypada nie tylko zadać sobie pytanie „dlaczego tak się stało?”, ale również „kiedy dojdzie do podobnej?” - Opis osobowości tej kobiety pokazuje, że nie nadawała się na matkę i dziwię się, że ośrodki nic z tym nie zrobiły w porę! Środowiska patogenne powinny mieć odbierane dzieci i przymusowa kastracja oraz sterylizacja - ocenia pani Katarzyna.
Ostatni raz do zabójstwa dziecka na Kujawach doszło pod koniec lat 90. Mieszkanka Janikowa krótko po porodzie pozbyła się maluszka. Wyrok był niezwykle łagodny. Temida uznała, że dzieciobójczyni znajdowała się w depresji poporodowej.