• Przeczytaj koniecznie!
  • Gniewkowo
  • Janikowo
  • Kruszwica
  • Pakość
  • Kujawy
  • Region
  • 

    Ci straszliwi kujawscy masoni

    dział: Sensacje / dodano: 12 - 05 - 2022

    Jeszcze niedawno dziadkowie straszyli nimi wnuki. Kim? Oczywiście, Masonami. Na Kujawach było ich wielu. Czy straszni? Raczej nie, choć mniej światli ludzie bali się obcokrajowców oraz ich tajnych ceremoniałów. W Inowrocławiu, Kruszwicy i kilku innych miejscowościach powiatu działały loże wolnomularskie.

    Na należących półtora wieku temu do pruskiego zaborcy Kujawach wśród ludu przetrwały straszne przekazy o wolnomularzach i ich obrządkach. - Ludzie wierzyli, że farmazon wstępując do masonerii musiał podpisać własną krwią cyrograf i zaprzedać swą duszę diabłu, w zamian uzyskując bogactwo. Dlatego nigdy nie mógł zaznać biedy, gdyż pieniędzy miał zawsze pod dostatkiem - opisuje Wojciech Ałaszewski, który zajmuje się historią wolnomularstwa.

    Były też legendy o ubranym na czarno człowieku z kozią bródką, który paląc cygaro, obchodził swe dobra razem z groźnie wyglądającym psem lub jadąc przepiękną karetą ciągniętą przez czarne rumaki, którym z pysków buchał ogień.

    Te opowieści przetrwały wśród mniej wyedukowanej części polskiego społeczeństwa do dzisiaj. Choćby w okolicach Dąbia, wsi między Gniewkowem a Rojewem wciąż niektórzy starsi ludzie pamiętają opowieści o niemieckich obszarnikach, u których nocami działy się dziwne rzeczy. - To byli masoni i działy się tam różne dziwne rzeczy. Mieli podobno jakieś tajemnicze pokoje, do których nikt ze służby nie miał dostępu. Właściciele domu potrafili czytać w myślach. Na terenie koło obecnej szkoły, była też stajnia, z której można było usłyszeć nocą dziwne odgłosy. Babcia mówiła, że jeśli ktoś próbował zbliżyć się do tej stajni to zawsze ktoś jej pilnował i przeganiał intruzów - opisuje jeden z internautów.

    Najprawdopodobniej te wszystkie czarne opowieści biorą się z faktu, że w spotkaniach wolnomularskich brali udział głównie Żydzi i Niemcy. Co mniej światli Polacy dopisywali więc do tego swoje teorie, potęgowane aurą tajemniczości kultywowaną przez samych masonów, którzy tak naprawdę, dziś byliby jedną z wielu organizacji skupiających biznes i inteligencję, a różniącą się od pozostałych teatralnymi rytuałami.

    Sto lat temu samym w Inowrocławiu działało kilka lóż masońskich. Warto do nich wrócić, zwłaszcza ze względu na osobę Wilhelma Warschauera, lekarza, których w dzisiejszych czasach „medialnej wioski” byłby pewnie bohaterem tabloidów i gościem talk-showów.

    Otóż ten pochodzący z Poznania medyk, po przeprowadzeniu się do Inowrocławia, był jednym z głównych organizatorów żydowskiej loży masońskiej Astrea Loge des Odd Fellows Ordens. Była to loża typu amerykańskiego, która przejęła niejako schedę po opanowanej przez Niemców, nacechowanej hakatyzmem loży Zum Licht im Osten.

    W tej ostatniej działał przedsiębiorca narodowości żydowskiej, Juliusz Levy, nie działający mocno na rzecz germanizacji ziem polskich oraz nie okazujący niechęci Polakom. To właśnie z nim Warschauer założył Astrea Loge. - Wspólnie z Juliuszem Levy oraz Abrahamem Freudenthalem wzniósł okazały gmach masonerii przy ulicy Solankowej 61, zniszczony przez hitlerowców w 1939 roku – opisuje historyk, Edmund Mikołajczak.

    Wilhelm Warschauer w latach 1925-1937 piastował godność Wielkiego Sira Wielkiej Loży Polskiej. Tak jak wiele spraw organizacyjnych masonów, fakt ten był okryty tajemnicą, przynajmniej początkowo, bo w drugiej połowie lat 30. polska prasa sporo o tym pisała.

    Symbole wolnomularskie można znaleźć także w innych miejscowościach kujawskich. W Kruszwicy jedna z ładniejszych kamienic przy wjeździe od Inowrocławia ma charakterystyczne ornamenty. - Nie ma potwierdzonych dowodów na to, aby loża działała w Kruszwicy, tym niemniej mieszkał tutaj przynajmniej jeden z członków. Był nim kupiec żyd Salo Pieterkowski i jest możliwe, że kamienica była jego własnością - dywagują kruszwiccy regionaliści.

    Nie z kolei ma żadnych informacji na temat spotkań masonów w Pakości. Możliwe, że było to spowodowane obecnością w tym miasteczku księdza Karola Surowieckiego, nauczyciela w tamtejszym klasztorze, zwanego „młotem na masonów”. - Masonia nie ma prawa paradować z wolnością i równością, skoro za pomocą przysięgi swojej trzyma wszystkich, stowarzyszonych w zupełnej a ślepej zawisłości. Tu wszak mamy gatunek despotyzmu, nad który ani podobna okrutniejszego pomyśleć, gdy w skutku szalonej przysięgi, i sumienie, i majątek, i życie, puszcza się na dyskrecję jednego jakiegoś nawet nieznanego sobie człowieka - oceniał duchowny.

    Najwięcej śladów wolnomularstwa znaleźć można jednak na kamienicach inowrocławskich. Regionaliści znaleźli je przy ul. Dworcowej, Toruńskiej, Solankowej. Jakie to ślady? Oczywiście cyrkle i ekierki na ornamentach. Zapraszamy naszych Czytelników do spacerów ulicami swoich miast. Całkiem możliwe, że odnajdą kolejne.

    Masoni na Kujawach
    1820 – powstały dwie pierwsze loże w Inowrocławiu Zum Ritterkreuz oraz Hermes Trismegistus zum himmlischen Feuer
    6 marca 1921 – podczas zebrania w Inowrocławiu ukonstytuowała się loża polskiego dystryktu, w której zastępcą Wielkiego Mistrza został Wilhelm Warschauer
    30 czerwca 1925 - Wilhelm Warschauer został Wielkim Sirem Wielkiej Loży Masońskiej
    6 maja 1938 – rozwiązano lożę w Inowrocławiu

    Na zdjęciach
    1. Siedziba loży masońskiej przy ul. Solankowej w Inowrocławiu na zdjęciu w jednej z międzywojennych gazet.
    2. XVIII-wieczna rycina, przedstawiająca wolnomularską inicjację, daje nam częściową odpowiedź, czemu na Kujawach masonów się obawiano. Mniej wykształconą część społeczeństwa przerażały tajemnicze obrządki.
    3. Symbolem rozpoznawczym wolnomularzy były cyrkiel i węgielnica, oznaczające mądrość oraz równowagę i szczerość.
    4. Poszukiwanie takich symboli może stać się fajną przygodą historyczną. Na cyrkiel i węgielnice można natknąć się bowiem nie tylko w Inowrocławiu, ale też choćby w Kruszwicy.