Inowrocławski kangur z „Kruka”
dział: Sport / dodano: 13 - 05 - 2022
28 października 1939 roku urodził się inowrocławski lekkoatleta, trzykrotny olimpijczyk, trójskoczek Jan Jaskólski. Nie było i pewnie długo nie będzie tak utytułowanego sportowca rodem z Inowrocławia. Choć na igrzyskach nie odnosił sukcesów, to mało który polski zawodnik trzy razy był przecież na olimpiadzie.
Urodził się tuż po wybuchu wojny, jesienią 1939 roku, przy warzelni soli, w dzielnicy przez starszych mieszkańców nazywanej „Krukiem”.
Najpierw były oczywiście zabawy z kolegami, a pierwsze sukcesy przyszły, kiedy miał niecałe 20 lat, bowiem w 1958 roku pobił rekord Polski juniorów w trójskoku. Ten wynik szybko zaowocował powołaniem do do wojska i występami w Zawiszy. Lata 60. były dla niego złotym okresem. To wtedy pojechał na olimpiady do Rzymu (1960), Tokio (1964) i Meksyku (1968 ). Na Mistrzostwach Europy w Belgradzie (1962) i Budapeszcie (1966) zajmował 4 lokaty. Siedmiokrotny wicemistrz Polski miał niestety ogromnego pecha będąc wiecznie drugim za znakomitym Józefem Schmidtem.
Wspomnienia ze swoich startów miał jednak zawsze dobre i podkreślał, że do wszystkiego doszedł dzięki ciężkiej pracy. O trójskoku mówił, że to trudna konkurencja. - Bo wymagająca ciężkiej pracy - wyjaśniał. - Młody człowiek musi najpierw wykonać ciężką robotę na sztandze, w skokach, a niewielu się do tego garnie. Na obozach nie było czasu na picie, ale gdy wyjeżdżaliśmy za granicę, to nie chodziło się na piwo, ale na Pepsi, bo to był rarytas – wspominał zagraniczne wyprawy.
Wybrał „potrójne skakanie”, choć był także znakomitym w sprincie i skoku w dal. Na 100 metrów miał 10.6 sekundy, w dal - 7.64, a trójskoku - 16.76, a wszystko uzyskane na bieżni żużlowej. Warto też zaznaczyć, że startował w czasach, gdy w Polsce nikt nie miał pojęcia o dopingu. - Sport w moich czasach to była czysta amatorka. Doping pewnie był, ale my byliśmy takie cielaki, że jak kiedyś po zawodach powiedziałem, że czuję się źle i żeby dali mi coś na wzmocnienie, to zamiast lekarstwa, dali mi dwa kotlety - śmiał się, bo był niezwykle pogodnym człowiekiem.
Mimo choroby i wieku, zawsze znajdował czas na spotkania z młodzieżą. Uwielbiał też oglądać sport, czy to na żywo, czy w telewizji.
Choć bez przesady można go nazwać najlepszym sportowcem w historii Inowrocławia, to jednak trochę - bardzo niesłusznie - zapomnianym. Gdy był w szpitalu, a trwała olimpiada, telewizor załatwili mu przyjaciele. - Przez ostatnie kilkanaście lat miałem przyjemność być bliskim przyjacielem Janka. Towarzyszyłem mu na spotkaniach z młodzieżą szkolną, na których ciekawie opowiadał o swej karierze. Poznałem go jako człowieka bardzo uczynnego, o szlachetnym sercu. Chociaż od lat miał problemy zdrowotne, o nic nikogo nie prosił. Władze miasta widziały go tylko przy spotkaniach okolicznościowych jako sportowca-legendę – mówi regionalista, Bronisław Majewski.
Urodził się tuż po wybuchu wojny, jesienią 1939 roku, przy warzelni soli, w dzielnicy przez starszych mieszkańców nazywanej „Krukiem”.
Najpierw były oczywiście zabawy z kolegami, a pierwsze sukcesy przyszły, kiedy miał niecałe 20 lat, bowiem w 1958 roku pobił rekord Polski juniorów w trójskoku. Ten wynik szybko zaowocował powołaniem do do wojska i występami w Zawiszy. Lata 60. były dla niego złotym okresem. To wtedy pojechał na olimpiady do Rzymu (1960), Tokio (1964) i Meksyku (1968 ). Na Mistrzostwach Europy w Belgradzie (1962) i Budapeszcie (1966) zajmował 4 lokaty. Siedmiokrotny wicemistrz Polski miał niestety ogromnego pecha będąc wiecznie drugim za znakomitym Józefem Schmidtem.
Wspomnienia ze swoich startów miał jednak zawsze dobre i podkreślał, że do wszystkiego doszedł dzięki ciężkiej pracy. O trójskoku mówił, że to trudna konkurencja. - Bo wymagająca ciężkiej pracy - wyjaśniał. - Młody człowiek musi najpierw wykonać ciężką robotę na sztandze, w skokach, a niewielu się do tego garnie. Na obozach nie było czasu na picie, ale gdy wyjeżdżaliśmy za granicę, to nie chodziło się na piwo, ale na Pepsi, bo to był rarytas – wspominał zagraniczne wyprawy.
Wybrał „potrójne skakanie”, choć był także znakomitym w sprincie i skoku w dal. Na 100 metrów miał 10.6 sekundy, w dal - 7.64, a trójskoku - 16.76, a wszystko uzyskane na bieżni żużlowej. Warto też zaznaczyć, że startował w czasach, gdy w Polsce nikt nie miał pojęcia o dopingu. - Sport w moich czasach to była czysta amatorka. Doping pewnie był, ale my byliśmy takie cielaki, że jak kiedyś po zawodach powiedziałem, że czuję się źle i żeby dali mi coś na wzmocnienie, to zamiast lekarstwa, dali mi dwa kotlety - śmiał się, bo był niezwykle pogodnym człowiekiem.
Mimo choroby i wieku, zawsze znajdował czas na spotkania z młodzieżą. Uwielbiał też oglądać sport, czy to na żywo, czy w telewizji.
Choć bez przesady można go nazwać najlepszym sportowcem w historii Inowrocławia, to jednak trochę - bardzo niesłusznie - zapomnianym. Gdy był w szpitalu, a trwała olimpiada, telewizor załatwili mu przyjaciele. - Przez ostatnie kilkanaście lat miałem przyjemność być bliskim przyjacielem Janka. Towarzyszyłem mu na spotkaniach z młodzieżą szkolną, na których ciekawie opowiadał o swej karierze. Poznałem go jako człowieka bardzo uczynnego, o szlachetnym sercu. Chociaż od lat miał problemy zdrowotne, o nic nikogo nie prosił. Władze miasta widziały go tylko przy spotkaniach okolicznościowych jako sportowca-legendę – mówi regionalista, Bronisław Majewski.
- Wspaniały człowiek, niezwykle koleżeński na skoczni. Przed
Mistrzostwami Polski w Krakowie (1969) dał mi swoje kolce widząc, że moje
jedyne dziurawe kolce były poklejone plastrami, a na dodatek kolce były
sprinterskie, nie specjalistyczne do trójskoku. Skoczyłem na
mistrzostwach 16 m poprawiając rekord życiowy o ponad 70 cm. Zdobyłem
medal brązowy, Jaskólski był drugi (16.09), Józef Szmidt pierwszy
(16.14). Pamiętam doskonale słowa Janka: "Warto pomagać" - wspominał trójskoczek Andrzej Lasocki.
Urodzony 28 października 1939 roku w Inowrocławiu, syn Wacława i Joanny Głowackiej, absolwent Technikum Ekonomicznego w Inowrocławiu (1965), technik ekonomista, trener, starszy chorąży sztabowy Wojska Polskiego.
Lekkoatleta (180 cm, 70 kg) Noteci Mątwy (1956-1959) i Zawiszy Bydgoszcz (1960-1969), podopieczny trenera kadry Tadeusza Starzyńskiego. 22-krotny reprezentant Polski w meczach międzypaństwowych 1959-1969 (25 startów, 8 zwycięstw indywidualnych) kontynuował karierę trójskoczka w okresie absolutnej supremacji Józefa Schmidta, stąd był „tylko” 8-krotnym wicemistrzem kraju: w dal (1962) i trójskoku (1960, 1963, 1964, 1966-1969) z rekordami życiowymi: 100 m - 10.6 (30 kwietnia 1967 Warszawa), w dal – 7.64 (2 czerwca 1962 Bydgoszcz) i trójskok – 16.76 (5 czerwca 1966 Bydgoszcz).
Jan Jaskólski zmarł w wieku 74 lat, 22 czerwca 2013 roku.