Bywało, że w Inowrocławiu jeździli zawsze w lewo
dział: / dodano: 22 - 05 - 2022
Nawet za najlepszych czasów kujawskiego futbolu na jednym meczu nie było ponad 10 tysięcy kibiców. Jest jednak dyscyplina, która od piłki nożnej była popularniejsza. Inowrocław zapisał się w niej, niestety, czarnymi zgłoskami.
Po wojnie na Kujawach szybko rozwijało się kilka dyscyplin sportowych. Reaktywowano stare lub powstawały nowe kluby piłkarskie, starano się odbudować boks czy lekkoatletykę. Pojawił się również sport nowy, w którym adrenalina była tak duża, że przyciągał tysiące kibiców.
Nie można by praktycznie mówić o inowrocławskim żużlu, gdyby nie Zbigniew Chałupczak. Zaczynał od żeglarstwa, później zauroczył go boks, ale najbardziej zasłynął z jazdy na motocyklu. - Od najmłodszych lat byłem człowiekiem bardzo impulsywnym i właśnie te dyscypliny pozwalały na wyżycie się. W boksie nauczyłem się odwagi i waleczności, podobnie jak na żużlu i w żeglarstwie. Przydało mi się to bardzo w życiu - mówił w jednym z wywiadów.
Na motocyklu zaczął jeździć rok po wojnie, gdy uzyskał prawo jazdy, a w zawodach żużlowych wystartował w 1947 roku. Debiut miał raczej zniechęcający. Wychodząc z wirażu wpadł na drewnianą bandę, wyleciał w powietrze i wylądował na głowach widzów. Ale w żadnym stopniu to go nie zniechęciło, bo miał charakter. Oddaje to opis incydentu na jednym z meczów żużlowych, gdy prowadził niezagrożony, ale zerwała mu się linka gazu. - Ambitny zawodnik w ostatniej chwili schwycił jedną ręką linkę od gazu, a drugą trzymał kierownicę i ukończył bieg jako pierwszy, chociaż całe jedno okrążenie jechał, prowadząc maszynę jedną ręką - relacjonowała prasa.
W latach 50. inowrocławscy żużlowcy występowali w barwach Unii, czyli późniejszej Cuiavii. Oprócz wspomnianego Zbigniewa Chałupczaka w zawodach jeździli Zygmunt Pociecha, Wacław Gałęzewski, Leszek Terpiłowski, Marian Kwarciński, Ignaczak, Szumski, Białka, Grzybowski i Borowicz.
Mecze rozgrywano wtedy na stadionie przy ul. Wierzbińskiego. Obiekt ten nie przypominał w niczym stadionu sprzed remontu, nie mówiąc o tym, jak wyglądają żużlowe obiekty teraz. Ale kibiców było mnóstwo, czasem nawet 12 tysięcy. - Na występy naszych żużlowców przybywał gremialnie nie tylko cały sportowy Inowrocław. Wybierali się tradycyjnie mieszkańcy okolicznych miast i miasteczek - opisywał Henryk Lewicki w jednej z publikacji.
Maszyny miały wtedy mniejszą moc i były wolniejsze, ale żużel należał już wtedy do dyscyplin bardzo niebezpiecznych. - Podczas meczu z ówczesnym Tramwajarzem w Łodzi, wyprzedzający mnie zawodnik gospodarz na prostej nagle upadł. Jechałem na dużej szybkości. W ułamku sekundy musiałem wybrać albo najechanie na przeciwnika, albo uderzenie w jego leżący po drugiej stronie toru motocykl. Wybrałem to drugie maksymalnie kładąc przed uderzeniem własną maszynę. Wyszedłem z tego bez większego szwanku - wspomina Zbigniew Chałupczak.
Zawodnik ten zdobywał regularnie tytuły na Pomorzu. Obliczono, że w trójmeczu w Żninie pobił aż o 2 sekundy rekord toru należący do samego Alfreda Smoczyka.
W 1951 roku w dramatycznych okolicznościach zamknięto dla żużla inowrocławski stadion. Podczas treningu przed meczem inowrocławskiej Unii, Gwardii Śrem i rezerw Unii Leszno młody zawodnik tego ostatniego klubu Franciszek Kutrowski stracił panowanie nad maszyną, wyleciał za bandę i uderzył pechowo głową w drzewo. Zmarł w szpitalu, będąc pierwszą polską ofiarą tej niebezpiecznej dyscypliny sportu. Komisja badająca przyczyny wypadku wydała po tej tragedii zakaz rozgrywania meczów żużlowych w Inowrocławiu. Sekcja żużlowa została rozwiązana i już nigdy w mieście czarny sport nie zagościł. Wspomnieniem był żużel wokół piłkarskiej płyty.
Sukcesy utalentowanego Zbigniewa Chałupczaka sprawiły jednak, że zainteresowała się nim Unia Leszno. W jej barwach zdobył tytuł mistrza kraju. Później odnowiła mu się jednak kontuzja nogi i ze speedwaya musiał zrezygnować.
Po wojnie na Kujawach szybko rozwijało się kilka dyscyplin sportowych. Reaktywowano stare lub powstawały nowe kluby piłkarskie, starano się odbudować boks czy lekkoatletykę. Pojawił się również sport nowy, w którym adrenalina była tak duża, że przyciągał tysiące kibiców.
Nie można by praktycznie mówić o inowrocławskim żużlu, gdyby nie Zbigniew Chałupczak. Zaczynał od żeglarstwa, później zauroczył go boks, ale najbardziej zasłynął z jazdy na motocyklu. - Od najmłodszych lat byłem człowiekiem bardzo impulsywnym i właśnie te dyscypliny pozwalały na wyżycie się. W boksie nauczyłem się odwagi i waleczności, podobnie jak na żużlu i w żeglarstwie. Przydało mi się to bardzo w życiu - mówił w jednym z wywiadów.
Na motocyklu zaczął jeździć rok po wojnie, gdy uzyskał prawo jazdy, a w zawodach żużlowych wystartował w 1947 roku. Debiut miał raczej zniechęcający. Wychodząc z wirażu wpadł na drewnianą bandę, wyleciał w powietrze i wylądował na głowach widzów. Ale w żadnym stopniu to go nie zniechęciło, bo miał charakter. Oddaje to opis incydentu na jednym z meczów żużlowych, gdy prowadził niezagrożony, ale zerwała mu się linka gazu. - Ambitny zawodnik w ostatniej chwili schwycił jedną ręką linkę od gazu, a drugą trzymał kierownicę i ukończył bieg jako pierwszy, chociaż całe jedno okrążenie jechał, prowadząc maszynę jedną ręką - relacjonowała prasa.
W latach 50. inowrocławscy żużlowcy występowali w barwach Unii, czyli późniejszej Cuiavii. Oprócz wspomnianego Zbigniewa Chałupczaka w zawodach jeździli Zygmunt Pociecha, Wacław Gałęzewski, Leszek Terpiłowski, Marian Kwarciński, Ignaczak, Szumski, Białka, Grzybowski i Borowicz.
Mecze rozgrywano wtedy na stadionie przy ul. Wierzbińskiego. Obiekt ten nie przypominał w niczym stadionu sprzed remontu, nie mówiąc o tym, jak wyglądają żużlowe obiekty teraz. Ale kibiców było mnóstwo, czasem nawet 12 tysięcy. - Na występy naszych żużlowców przybywał gremialnie nie tylko cały sportowy Inowrocław. Wybierali się tradycyjnie mieszkańcy okolicznych miast i miasteczek - opisywał Henryk Lewicki w jednej z publikacji.
Maszyny miały wtedy mniejszą moc i były wolniejsze, ale żużel należał już wtedy do dyscyplin bardzo niebezpiecznych. - Podczas meczu z ówczesnym Tramwajarzem w Łodzi, wyprzedzający mnie zawodnik gospodarz na prostej nagle upadł. Jechałem na dużej szybkości. W ułamku sekundy musiałem wybrać albo najechanie na przeciwnika, albo uderzenie w jego leżący po drugiej stronie toru motocykl. Wybrałem to drugie maksymalnie kładąc przed uderzeniem własną maszynę. Wyszedłem z tego bez większego szwanku - wspomina Zbigniew Chałupczak.
Zawodnik ten zdobywał regularnie tytuły na Pomorzu. Obliczono, że w trójmeczu w Żninie pobił aż o 2 sekundy rekord toru należący do samego Alfreda Smoczyka.
W 1951 roku w dramatycznych okolicznościach zamknięto dla żużla inowrocławski stadion. Podczas treningu przed meczem inowrocławskiej Unii, Gwardii Śrem i rezerw Unii Leszno młody zawodnik tego ostatniego klubu Franciszek Kutrowski stracił panowanie nad maszyną, wyleciał za bandę i uderzył pechowo głową w drzewo. Zmarł w szpitalu, będąc pierwszą polską ofiarą tej niebezpiecznej dyscypliny sportu. Komisja badająca przyczyny wypadku wydała po tej tragedii zakaz rozgrywania meczów żużlowych w Inowrocławiu. Sekcja żużlowa została rozwiązana i już nigdy w mieście czarny sport nie zagościł. Wspomnieniem był żużel wokół piłkarskiej płyty.
Sukcesy utalentowanego Zbigniewa Chałupczaka sprawiły jednak, że zainteresowała się nim Unia Leszno. W jej barwach zdobył tytuł mistrza kraju. Później odnowiła mu się jednak kontuzja nogi i ze speedwaya musiał zrezygnować.