Działo się ponad sto lat temu
dział: Inowrocław / dodano: 12 - 05 - 2022
3 października 1914 roku była sobota. „Dziennik Kujawski” na swojej pierwszej stronie informował o wydarzeniach wojennych. Nawet na stronach lokalnych informowano o zabitych mieszkańcach regionu, a w ponury nastrój włączała się nawet drukowana w odcinkach powieść „Dziennik zgrozy” autorstwa Marii Seony, o której żadnych informacji nie można znaleźć nawet w Internecie.
Wielu lekturę gazety zaczynało od prognozy pogody. Wtedy określano ją jako „przepowiednia stanu powietrza”. Na początku października na Kujawach było „pochmurnie, wietrzno, dżdżysto”.
Jedną z ważniejszych informacji tego dnia była wieść, że przywrócono ruch kolejowy na trasie Poznań – Inowrocław – Bydgoszcz. Okazało się przy okazji, że problemy z rozkładem jazdy nie są domeną czasów współczesnych.
- Planu szczegółowego na razie nie podajemy, gdyż zmienia się co chwila. Rozkład wywieszony jest na dworcach, względnie względnie informacyami służą naczelnicy stacyi – czytamy w dzienniku.
Były też wieści dla rolników. Prasa donosiła o zarazie pyska i racic, która wybuchła w Żernikach, Rożniatach, Balinie, Bonkowie, Murzynnie, Wonorzu, Dziennicach i Wróblach, a zniesiono kwarantannę w Modliborzycach.
Towarzystwo Katolickich Robotników Polskich narzekało tymczasem na zaległości w opłatach składkowych. Przyjmował je pan Krobski przy ul. Marulewskiej 6. - Tym członkom, którzy zostali powołani pod broń, opuszcza się składki za cały czas wojennej wyprawy, nie wykluczając ich bynajmniej tem samem z towarzystwa – czytamy w komunikacie.
Były też w „Dzienniku Kujawskim” doniesienia z działalności samorządów, choć nie w takim nasileniu, jak w czasach dzisiejszych. Choćby rada miejska w Gniewkowie „uchwaliła na ostatniem posiedzeniu 3000 marek na zapomogi dla rodzin, których żywiciele znajdują się w polu”.
Były też sprawy kryminalne. Sąd skazał na 9 miesięcy więzienia robotnicę sezonową Maryę Dykę z Latkowa, która „fałszywie przysięgła w pewnej sprawie przeciw moralności”. Z kolei inowrocławskiego piekarza, którego personaliów nie podano, skazano na grzywnę w wysokości 15 marek za to, że choć „chleb ważyć winien 3 i pół funta, sprzedawał chleby o niższej wadze.”
Mimo wojny, na Kujawach kwitł biznes. Automobile do wyjazdu wypożyczał „każdego czasu i po najniższej cenie” Franciszek Kiełpiński z ulicy Kasztelańskiej. Pan Batog oferował wieprzowinę po 60 fenigów, a czosnkową kiełbasę i salceson po 70.
„Nadal łaskawym względom” polecał swoją pracownię obuwia „podług miary” J. Lenartowski z ul Toruńskiej. Podkruszwicki dom Kobelniki poszukiwał natomiast do pracy kilku fornali. Z kolei „dobre śledzie solone po 5 fen.” można było kupić u Waltera Pielke przy ul. Fryderykowskiej 36 w Inowrocławiu.
W ówczesnych gazetach funkcjonowały inne niż dzisiaj nazwy miejscowości. Często posługiwano się również ich niemieckimi odpowiednikami. Choćby w prasie nie istniało wtedy powszechnie Janikowo, a Amsee.
Z kolei Stanisław Zwierzycki „przysięgły dostawca win mszalnych” wykupił wielkie ogłoszenie, które świadczyło trochę o tym, że także wtedy w Inowrocławiu był popyt na trunki. - Szanownej Publiczności miasta Inowrocławia i okolicy oraz moim łaskawym Odbiorcom uprzejmie donoszę, że od października przenoszę mój skład win z ul. Zygmuntowskiej do własnego domu w Rynku nr 25. Otwarcie interesu w poniedziałek – czytamy w komunikacie.
Na Kujawach wyczuwalny był jednak wojenny kryzys. W Pakości na jarmark sprowadzono zaledwie 18 sztuk bydła i 80 koni. „Interes kramikarski nie był wcale ożywiony”. Ale ożywienie zależało już wtedy od inwencji. Takową wykazywał się pewien inowrocławski młynarz, który do zakupów zachęcał wierszem:
Wielu lekturę gazety zaczynało od prognozy pogody. Wtedy określano ją jako „przepowiednia stanu powietrza”. Na początku października na Kujawach było „pochmurnie, wietrzno, dżdżysto”.
Jedną z ważniejszych informacji tego dnia była wieść, że przywrócono ruch kolejowy na trasie Poznań – Inowrocław – Bydgoszcz. Okazało się przy okazji, że problemy z rozkładem jazdy nie są domeną czasów współczesnych.
- Planu szczegółowego na razie nie podajemy, gdyż zmienia się co chwila. Rozkład wywieszony jest na dworcach, względnie względnie informacyami służą naczelnicy stacyi – czytamy w dzienniku.
Były też wieści dla rolników. Prasa donosiła o zarazie pyska i racic, która wybuchła w Żernikach, Rożniatach, Balinie, Bonkowie, Murzynnie, Wonorzu, Dziennicach i Wróblach, a zniesiono kwarantannę w Modliborzycach.
Towarzystwo Katolickich Robotników Polskich narzekało tymczasem na zaległości w opłatach składkowych. Przyjmował je pan Krobski przy ul. Marulewskiej 6. - Tym członkom, którzy zostali powołani pod broń, opuszcza się składki za cały czas wojennej wyprawy, nie wykluczając ich bynajmniej tem samem z towarzystwa – czytamy w komunikacie.
Były też w „Dzienniku Kujawskim” doniesienia z działalności samorządów, choć nie w takim nasileniu, jak w czasach dzisiejszych. Choćby rada miejska w Gniewkowie „uchwaliła na ostatniem posiedzeniu 3000 marek na zapomogi dla rodzin, których żywiciele znajdują się w polu”.
Były też sprawy kryminalne. Sąd skazał na 9 miesięcy więzienia robotnicę sezonową Maryę Dykę z Latkowa, która „fałszywie przysięgła w pewnej sprawie przeciw moralności”. Z kolei inowrocławskiego piekarza, którego personaliów nie podano, skazano na grzywnę w wysokości 15 marek za to, że choć „chleb ważyć winien 3 i pół funta, sprzedawał chleby o niższej wadze.”
Mimo wojny, na Kujawach kwitł biznes. Automobile do wyjazdu wypożyczał „każdego czasu i po najniższej cenie” Franciszek Kiełpiński z ulicy Kasztelańskiej. Pan Batog oferował wieprzowinę po 60 fenigów, a czosnkową kiełbasę i salceson po 70.
„Nadal łaskawym względom” polecał swoją pracownię obuwia „podług miary” J. Lenartowski z ul Toruńskiej. Podkruszwicki dom Kobelniki poszukiwał natomiast do pracy kilku fornali. Z kolei „dobre śledzie solone po 5 fen.” można było kupić u Waltera Pielke przy ul. Fryderykowskiej 36 w Inowrocławiu.
W ówczesnych gazetach funkcjonowały inne niż dzisiaj nazwy miejscowości. Często posługiwano się również ich niemieckimi odpowiednikami. Choćby w prasie nie istniało wtedy powszechnie Janikowo, a Amsee.
Z kolei Stanisław Zwierzycki „przysięgły dostawca win mszalnych” wykupił wielkie ogłoszenie, które świadczyło trochę o tym, że także wtedy w Inowrocławiu był popyt na trunki. - Szanownej Publiczności miasta Inowrocławia i okolicy oraz moim łaskawym Odbiorcom uprzejmie donoszę, że od października przenoszę mój skład win z ul. Zygmuntowskiej do własnego domu w Rynku nr 25. Otwarcie interesu w poniedziałek – czytamy w komunikacie.
Na Kujawach wyczuwalny był jednak wojenny kryzys. W Pakości na jarmark sprowadzono zaledwie 18 sztuk bydła i 80 koni. „Interes kramikarski nie był wcale ożywiony”. Ale ożywienie zależało już wtedy od inwencji. Takową wykazywał się pewien inowrocławski młynarz, który do zakupów zachęcał wierszem:
Czy we dnie, czy wieczorem mój wiatrak pracuje,
I dziwią się ludzie, jak miałko śrutuje
Bo na kamieniu inaczej jak na walcy
To też przychodzą do mnie i starzy i malcy
Po mąkę i śrut, po zacerki i chleb śrutowy
Od czego każdy jak Turek mocny i zdrowy
Poprzeć zatem warto młynarza Łuczaka
Idąc koło kopalni do starego wiatraka.
I dziwią się ludzie, jak miałko śrutuje
Bo na kamieniu inaczej jak na walcy
To też przychodzą do mnie i starzy i malcy
Po mąkę i śrut, po zacerki i chleb śrutowy
Od czego każdy jak Turek mocny i zdrowy
Poprzeć zatem warto młynarza Łuczaka
Idąc koło kopalni do starego wiatraka.