Pół wieku po medalu
dział: Sport / dodano: 13 - 05 - 2022
4 września 1966 roku
inowrocławianin Edmund Borowski zdobył ze sztafetą 4x400 złoto na
Mistrzostwach Europy.
- Jak to niedawno było – śmieje się inowrocławianin. - Zawsze biegałem na drugiej zmianie i tak było też tym razem – wspomina swój największy sukces, który odniósł wspólnie z Janem Wernerem, Stanisławem Grędzińskim i Andrzejem Badeńskim.
Polacy osiągnęli wtedy czas 3:04,5 i wyprzedzili o 0,3 sekundy RFN oraz o 1,2 sek. NRD. Uzyskali też rekord Mistrzostw Europy. Inowrocławianin startował też na „czterysta” indywidualnie, ale odpadł w eliminacjach. - To było niesamowite wrażenie wchodzić na podium, słuchać hymnu przy pełnym stadionie w Budapeszcie – wspomina Edmund Borowski, który przyznaje ze smutkiem, że na kolejny złoty medal inowrocławianina w tej dyscyplinie trzeba będzie czekać wiele lat.
- Lekkoatletyka słabo stoi w Polsce, a o Inowrocławiu szkoda gadać. Mamy ładny stadion, ale to nie wszystko. Na jakichś zawodach sprinter pytał mnie, czy jest gdzieś tu miejsce, gdzie przeprowadzić rozgrzewkę – komentuje nasz rozmówca.
Edmund Borowski chciał biegać od małego, ale do sekcji lekkoatletycznej w Goplanii go nie przyjęli, bo nie przeszedł badań. Był jednak uparty, więc zgłosił się do próbnego biegu na sześćdziesiątkę. Trener roześmiał się, gdy Edek zapytał: „Jak wygram, to weźmie mnie pan do sekcji?” Później już się nie śmiał, bo chłopak pokonał wszystkich rówieśników.
Na poważnie trenować zaczął w szkole średniej w Mątwach, gdzie zajęcia prowadził reprezentant kraju na 800 metrów, Tadeusz Kaźmierski. Treningi dobywały się 3 razy w tygodniu. - Nieobecność na trzech zajęciach skutkowała wyrzuceniem. Byłem uparty. Inni chodzili na imprezy do „Salamandry” przy ul. Solankowej, gdzie grał zespół Marzyciele, a ja cały czas marzyłem, żeby dostać się do kadry juniorów - wspomina sportowiec.
W pierwszej połowie lat 60. miał już na koncie dwa wicemistrzostwa kraju w biegu na 400 metrów. Kończył wiek juniora i zapadła decyzja, aby poszedł do bydgoskiego Zawiszy. Jako żołnierz dostał tam mieszkanie i mógł trenować swój koronny dystans. W 1964 roku był już w ścisłej rezerwie na olimpiadę w Tokio, ale na igrzyska jeszcze nie pojechał. Znalazł się dopiero w kadrze na Meksyk 4 lata później, ale był rezerwowym, a jego koledzy zajęli najgorsze z możliwych, bo 4 miejsce.
Nasz krajan zawsze biegał na drugiej zmianie, która polegała na tym, że pierwsze 100 metrów musiał przeciec jeszcze w torze, a później schodził w lewo. - Już wtedy słynęliśmy z robienia bardzo szybkich zmian. Były one robione bardzo profesjonalnie i trenowaliśmy je biegając po 200 metrów i robiąc zmiany – wspomina.
Złoto z Budapesztu pozostaje jego największym sukcesem. Medal znajduje się w specjalnej gablocie w rąbińskiej hali, gdzie przechowywane są trofea inowrocławskich sportowców.
Inne sukcesy Edmunda Borowskiego to 3-krotny tytuł mistrza Polski w sztafecie 4 × 400 m (1967, 1968 i 1971) oraz srebro Europejskich Igrzysk Juniorów w 1964 w sztafecie szwedzkiej (400-300-200-100 m). Wystąpił również w 15 meczach reprezentacji Polski, odnosząc 1 zwycięstwo indywidualne i 15 w sztafetach.
- Jak to niedawno było – śmieje się inowrocławianin. - Zawsze biegałem na drugiej zmianie i tak było też tym razem – wspomina swój największy sukces, który odniósł wspólnie z Janem Wernerem, Stanisławem Grędzińskim i Andrzejem Badeńskim.
Polacy osiągnęli wtedy czas 3:04,5 i wyprzedzili o 0,3 sekundy RFN oraz o 1,2 sek. NRD. Uzyskali też rekord Mistrzostw Europy. Inowrocławianin startował też na „czterysta” indywidualnie, ale odpadł w eliminacjach. - To było niesamowite wrażenie wchodzić na podium, słuchać hymnu przy pełnym stadionie w Budapeszcie – wspomina Edmund Borowski, który przyznaje ze smutkiem, że na kolejny złoty medal inowrocławianina w tej dyscyplinie trzeba będzie czekać wiele lat.
- Lekkoatletyka słabo stoi w Polsce, a o Inowrocławiu szkoda gadać. Mamy ładny stadion, ale to nie wszystko. Na jakichś zawodach sprinter pytał mnie, czy jest gdzieś tu miejsce, gdzie przeprowadzić rozgrzewkę – komentuje nasz rozmówca.
Edmund Borowski chciał biegać od małego, ale do sekcji lekkoatletycznej w Goplanii go nie przyjęli, bo nie przeszedł badań. Był jednak uparty, więc zgłosił się do próbnego biegu na sześćdziesiątkę. Trener roześmiał się, gdy Edek zapytał: „Jak wygram, to weźmie mnie pan do sekcji?” Później już się nie śmiał, bo chłopak pokonał wszystkich rówieśników.
Na poważnie trenować zaczął w szkole średniej w Mątwach, gdzie zajęcia prowadził reprezentant kraju na 800 metrów, Tadeusz Kaźmierski. Treningi dobywały się 3 razy w tygodniu. - Nieobecność na trzech zajęciach skutkowała wyrzuceniem. Byłem uparty. Inni chodzili na imprezy do „Salamandry” przy ul. Solankowej, gdzie grał zespół Marzyciele, a ja cały czas marzyłem, żeby dostać się do kadry juniorów - wspomina sportowiec.
W pierwszej połowie lat 60. miał już na koncie dwa wicemistrzostwa kraju w biegu na 400 metrów. Kończył wiek juniora i zapadła decyzja, aby poszedł do bydgoskiego Zawiszy. Jako żołnierz dostał tam mieszkanie i mógł trenować swój koronny dystans. W 1964 roku był już w ścisłej rezerwie na olimpiadę w Tokio, ale na igrzyska jeszcze nie pojechał. Znalazł się dopiero w kadrze na Meksyk 4 lata później, ale był rezerwowym, a jego koledzy zajęli najgorsze z możliwych, bo 4 miejsce.
Nasz krajan zawsze biegał na drugiej zmianie, która polegała na tym, że pierwsze 100 metrów musiał przeciec jeszcze w torze, a później schodził w lewo. - Już wtedy słynęliśmy z robienia bardzo szybkich zmian. Były one robione bardzo profesjonalnie i trenowaliśmy je biegając po 200 metrów i robiąc zmiany – wspomina.
Złoto z Budapesztu pozostaje jego największym sukcesem. Medal znajduje się w specjalnej gablocie w rąbińskiej hali, gdzie przechowywane są trofea inowrocławskich sportowców.
Inne sukcesy Edmunda Borowskiego to 3-krotny tytuł mistrza Polski w sztafecie 4 × 400 m (1967, 1968 i 1971) oraz srebro Europejskich Igrzysk Juniorów w 1964 w sztafecie szwedzkiej (400-300-200-100 m). Wystąpił również w 15 meczach reprezentacji Polski, odnosząc 1 zwycięstwo indywidualne i 15 w sztafetach.