Szramy kujawskiego smoka
dział: / dodano: 05 - 05 - 2022
Najpierw było „Wejście smoka” oraz „Klasztor Shaolin”. Kolejki po bilety przed inowrocławskim kinem „Słońce” ciągnęły się aż do Staszica. Później wszyscy chcieli umieć walczyć, jak mistrzowie. Jakieś 40 lat temu, na fali popularności filmów z Bruce Lee, powstał pierwszy klub karate na Kujawach.
Kto nie pamięta wydarzeń z końca lat 70. i początku 80., raczej nie jest w stanie pojąć, jakie szaleństwo zapanowało w związku z filmami o karate. Obecny amok związany z nową częścią „Gwiezdnych wojen” czy kolejną częścią "Avengers" jest w dużym stopniu rozbudzony przez specjalistów od marketingu. Wtedy ich nie było. Na dodatek, filmy zachodnie stanowiły w polskich kinach mniejszość, więc tym większa była siła oddziaływania na wyobraźnię również kujawskiej młodzieży, przytłoczonej szarą i raczej nudnawą rzeczywistością.
- Moda na karate w Polsce rozpoczęła się w drugiej połowie lat siedemdziesiątych XX wieku, zwłaszcza po wejściu na ekrany kin filmu „Wejście Smoka” z Brucem Lee. Wtedy wszystkie sale, gdzie trenowano sztuki walki zaczęły się zapełniać, wyłonili się również liderzy, którzy zaczęli nabywać uprawnienia do prowadzenia zajęć - wspomina Piotr Witkowski, wieloletni prezes Inowrocławskiego Klubu Sportowego Karate.
Kilka lat temu minęło 30 lat od chwili formalnego powstania pierwszego w mieście klubu. To wtedy został on wpisany do rejestru. Wtedy karate chciał ćwiczyć pewnie co drugi inowrocławianin. Do miana bohatera urastał kolega z bloku, który miał plakat z „Bruslim”, jak mówiono wtedy. Najbardziej popularny był ten z aktorem, trzymającym w dłoniach nunczako.
Oryginalny sprzęt, przy pomocy którego Bruce Lee rozprawiał się ze zbirami Hana trudno było zdobyć, więc tworzono własne. - Jeśli ktoś miał ojca ślusarza, to był gościem. Dwie rurki połączone łańcuchem to było to. Jeśli nie udało się skombinować profesjonalnego sprzętu, wiązano dwa patyki kawałkiem sznurka do prania – wspomina Paweł z Rąbina.
Nauczyciele wspominają, że kiedy w 1982 roku film wszedł na dobre do kin, w szkołach dało się zauważyć więcej bójek. Każdy w czasie przerwy chciał zademonstrować koledze, jak Bruce Lee pokonał O'Harę. Z kolei w kioskach „Ruchu” będących często głównym źródłem zaopatrzenia w drobne książki, za szybami mnożyły się wydawnictwa poświęcone karate. Wielu je kupowało, ale zapał szybko mijał. Wielu innym chodziło tylko o pokazanie się. Na basenie przy ulicy Wierzbińskiego co chwila można było natknąć się na nastolatka, który miał na klacie narysowane długopisem „szramy” po szponach Hana.
Ale byli też tacy, którzy w tej dyscyplinie odnaleźli piękno. Tych osób było kilkadziesiąt. Mało, jak na dziesiątki tysięcy mieszkańców Kujaw, które obejrzały film. Wystarczająco, aby się zrzeszyć. W styczniu 1986 roku odbyło się pierwsze walne zebranie członków klubu. Uchwalono na nim statut oraz wybrano władze w składzie: prezes Daniel Gorczyca, wiceprezesi Ryszard Włodarczyk i Piotr Witkowski, sekretarz Marek Głowacki, skarbnik Mirosława Głowacka oraz członkowie Beata Gruszczyńska, Jerzy Stec i Janusz Szymański.
- Początki były trudne, zwłaszcza jeżeli chodzi o znalezienie siedziby. Pierwsza mieściła się w sutenerze na ul. Toruńskiej. Żartujemy, że byliśmy w podziemiu. W pierwszej kolejności pomieszczenie trzeba było na biuro przystosować, przeprowadziliśmy prace tynkarskie i malarskie jednak po krótkim czasie wszechobecna wilgoć strawiła nasze starania. Trzeba się było stamtąd prędko wynosić. Następne pomieszczenie przy ul. Królowej Jadwigi było w starych zabudowaniach a na pokrycie kosztów remontu nie mieliśmy pieniędzy i gdy tylko nadarzyła się okazja znalezienia pomieszczenia przy sali sportowej na ul. Łokietka 6a to z tego skorzystaliśmy - wspomina Piotr Witkowski.
IKSK jako jedyne zrzeszało dwa style. Pierwsze zajęcia shotokan odbyły się w styczniu 1986, a sekcja kyokushin kontynuowała rozpoczęte trzy lata wcześniej treningi.
Kto nie pamięta wydarzeń z końca lat 70. i początku 80., raczej nie jest w stanie pojąć, jakie szaleństwo zapanowało w związku z filmami o karate. Obecny amok związany z nową częścią „Gwiezdnych wojen” czy kolejną częścią "Avengers" jest w dużym stopniu rozbudzony przez specjalistów od marketingu. Wtedy ich nie było. Na dodatek, filmy zachodnie stanowiły w polskich kinach mniejszość, więc tym większa była siła oddziaływania na wyobraźnię również kujawskiej młodzieży, przytłoczonej szarą i raczej nudnawą rzeczywistością.
- Moda na karate w Polsce rozpoczęła się w drugiej połowie lat siedemdziesiątych XX wieku, zwłaszcza po wejściu na ekrany kin filmu „Wejście Smoka” z Brucem Lee. Wtedy wszystkie sale, gdzie trenowano sztuki walki zaczęły się zapełniać, wyłonili się również liderzy, którzy zaczęli nabywać uprawnienia do prowadzenia zajęć - wspomina Piotr Witkowski, wieloletni prezes Inowrocławskiego Klubu Sportowego Karate.
Kilka lat temu minęło 30 lat od chwili formalnego powstania pierwszego w mieście klubu. To wtedy został on wpisany do rejestru. Wtedy karate chciał ćwiczyć pewnie co drugi inowrocławianin. Do miana bohatera urastał kolega z bloku, który miał plakat z „Bruslim”, jak mówiono wtedy. Najbardziej popularny był ten z aktorem, trzymającym w dłoniach nunczako.
Oryginalny sprzęt, przy pomocy którego Bruce Lee rozprawiał się ze zbirami Hana trudno było zdobyć, więc tworzono własne. - Jeśli ktoś miał ojca ślusarza, to był gościem. Dwie rurki połączone łańcuchem to było to. Jeśli nie udało się skombinować profesjonalnego sprzętu, wiązano dwa patyki kawałkiem sznurka do prania – wspomina Paweł z Rąbina.
Nauczyciele wspominają, że kiedy w 1982 roku film wszedł na dobre do kin, w szkołach dało się zauważyć więcej bójek. Każdy w czasie przerwy chciał zademonstrować koledze, jak Bruce Lee pokonał O'Harę. Z kolei w kioskach „Ruchu” będących często głównym źródłem zaopatrzenia w drobne książki, za szybami mnożyły się wydawnictwa poświęcone karate. Wielu je kupowało, ale zapał szybko mijał. Wielu innym chodziło tylko o pokazanie się. Na basenie przy ulicy Wierzbińskiego co chwila można było natknąć się na nastolatka, który miał na klacie narysowane długopisem „szramy” po szponach Hana.
Ale byli też tacy, którzy w tej dyscyplinie odnaleźli piękno. Tych osób było kilkadziesiąt. Mało, jak na dziesiątki tysięcy mieszkańców Kujaw, które obejrzały film. Wystarczająco, aby się zrzeszyć. W styczniu 1986 roku odbyło się pierwsze walne zebranie członków klubu. Uchwalono na nim statut oraz wybrano władze w składzie: prezes Daniel Gorczyca, wiceprezesi Ryszard Włodarczyk i Piotr Witkowski, sekretarz Marek Głowacki, skarbnik Mirosława Głowacka oraz członkowie Beata Gruszczyńska, Jerzy Stec i Janusz Szymański.
- Początki były trudne, zwłaszcza jeżeli chodzi o znalezienie siedziby. Pierwsza mieściła się w sutenerze na ul. Toruńskiej. Żartujemy, że byliśmy w podziemiu. W pierwszej kolejności pomieszczenie trzeba było na biuro przystosować, przeprowadziliśmy prace tynkarskie i malarskie jednak po krótkim czasie wszechobecna wilgoć strawiła nasze starania. Trzeba się było stamtąd prędko wynosić. Następne pomieszczenie przy ul. Królowej Jadwigi było w starych zabudowaniach a na pokrycie kosztów remontu nie mieliśmy pieniędzy i gdy tylko nadarzyła się okazja znalezienia pomieszczenia przy sali sportowej na ul. Łokietka 6a to z tego skorzystaliśmy - wspomina Piotr Witkowski.
IKSK jako jedyne zrzeszało dwa style. Pierwsze zajęcia shotokan odbyły się w styczniu 1986, a sekcja kyokushin kontynuowała rozpoczęte trzy lata wcześniej treningi.
Historia w datach
16 grudnia 1985 - Inowrocławski Klub Sportowy Karate wpisano do rejestru stowarzyszeń. W klubie rozpoczęły swoją działalność sekcje kyokushin i shotokan
8 stycznia 1986 - odbył się pierwszy trening sekcji shotokan, w którym uczestniczyło 56 osób. Zajęcia prowadził Piotr Witkowski
4 kwietnia 1986 - pierwszy egzamin na stopnie kyu w karate shotokan. Zdało 49 osób
14 listopada 1987 - pierwszy udział zawodników IKSK w Mistrzostwach Polski Juniorów w Gdyni - Arkadiusza Padniewskiego i Roberta Wiśniewskiego
22 października 1986 - Arkadiusz Padniewski zdobył pierwszy medal reprezentując IKSK - został wicemistrzem Polski Juniorów w Kumite do 75 kg