Agnieszka Pachałko. Historia niczym z bajki
dział: / dodano: 22 - 05 - 2022
Gdyby istniała potrzeba przyrównania jej kariery do bajkowej, to od razu przychodzi na myśl „Kopciuszek”. Nastolatka z małego Inowrocławia została namówiona przez siostrę do startu w wyborach miss. Później wydarzenia potoczyły się błyskawicznie i już rok później była topową paryską modelką.
Jesienią 1993 roku Agnieszka Pachałko została w Tokio Miss International. - Na lotnisku powitał mnie tłum dziennikarzy i fotoreporterów. Mama i siostra zalewały się łzami, za to tata śmiał się na cały głos. A ja? Byłam przekonana, że za chwilę zegar wybije północ i czar pryśnie - wspominała przed laty w jednym z wywiadów.
Później mieszkała przez kilka lat w Paryżu, gdzie prezentowała kolekcje, między innymi Karla Lagerferda, Pierre'a Cardina czy Yves'a Saint Laurenta. W sieci wciąż jeszcze można natknąć się na jej wspólne zdjęcia z Claudią Schiffer, Lindą Evangelistą czy Carlą Bruni.
Po dwóch dekadach Agnieszka Pachałko nie jest już aktywna w życiu publicznym. Odcięła się od medialnego szumu po problemach osobistych. Jednak wciąż jest pamiętana i niejedna gazeta chciałaby z nią rozmawiać. Zgodziła się na wywiad tylko ze względu na fakt, że rozmowa była prowadzona przez inowrocławskiego dziennikarza.
- To prawda, że zaczęło się od rozklekotanego samochodu rodziców?
- Rzeczywiście, to miało związek, bo samochód nie był w najlepszym stanie. Ale ta przygoda była bardziej zbiegiem okoliczności. Dostałam się na medycynę i miałam dłuższe wakacje. W gazecie pojawiło się ogłoszenie o wyborach. To nie był mój pomysł, ale siostry, która mnie zgłosiła.
- Pierwszym sukcesem było wygranie konkursu Miss Ziemi Bydgoskiej. Wielu inowrocławian do dziś nie może Pani wybaczyć, że później przedstawiała się Pani jako bydgoszczanka.
- To jakieś nieporozumienie. Mówiłam, że reprezentuję Ziemię Bydgoską, bo taki wygrałam konkurs. We wszystkich wywiadach podkreślałam, że jestem z Inowrocławia.
- Mówi się, że takie wybory to wulkan zawiści ze strony konkurentek. To prawda?
- Różnie bywa. Można się spotkać z zawiścią, zazdrością, ale też z dobrymi emocjami, z sympatią. Ja nie odczuwałam wśród dziewczyn zawiści.
- Jeździła Pani tym Fiatem wygranym w Miss Polski, czy wzięli rodzice?
- Jeździłam głównie ja, bo wtedy już mieszkałam w Bydgoszczy. Rodzice później też mieli już inny samochód. Z tym Fiatem dosyć szybko zresztą się rozstałam, bo miałam wypadek i auto poszło do kasacji.
- Następnie było Miss International. Podobno w Japonii przytyła Pani objadając się tamtejszymi potrawami?
- Nie było aż tak źle. Może rzeczywiście odrobinę przytyłam, ale absolutnie nie było tego widać. Choć to prawda, że jadłam tam rozmaite potrawy, ale one nie są przecież tuczące. To jest raczej jedzenie dietetyczne. Choć bardzo dobre. Rozsmakowałam się w tamtejszej kuchni, w sushi i innych daniach.
- To chyba wygrana w Tokio rozpoczęła tak naprawdę Pani międzynarodową karierę?
- Moja międzynarodowa kariera nie miała żadnego związku z wyborami. Związałam się z agencją modelek w Paryżu, bo osoba ją reprezentująca zatrzymała mnie dosłownie na ulicy. Poszukiwała nowych twarzy i zaproponowała właśnie mi wyjazd do Francji.
- Mieszkała Pani kilka lat w Paryżu, działała w świecie wielkiej mody. Jak Pani wspomina ten okres?
- Było ciężko. To nie jest łatwa praca. Tam właśnie nauczyłam się, co to samodzielność i odpowiedzialność. Trzeba było dbać o siebie pod każdym względem. Dla młodej dziewczyny, którą byłam, był to bardzo trudny okres.
- Prowadziła też Pani program o modzie w telewizji regionalnej.
- To było bezpośrednio po powrocie z Francji. Prowadziłam ten program najpierw z Lilianną Bartoską a później z Alicją Kłopotek. Opowiadałam na bieżąco o tym, z czym miałam bezpośredni kontakt. Bardzo fajnie się tam realizowałam.
- No i nagle Pani zniknęła.
- W pewnym momencie poczułam, że chcę normalnie pożyć. Mam przecież normalny dom, dzieci, Nie mam ciągot, żeby się uzewnętrzniać publicznie. Lubię swój dom i spełniać się w nim, zajmować dziećmi.
- Gotuje Pani sama?
- Oczywiście i to często, jak każdy człowiek. Ale zdarza się, że chodzimy do restauracji.
- Czym się Pani teraz zajmuje?
- Był taki czas, że media bardzo mocno interesowały się tym, co robię. To było męczące. Nigdy nie chciałam tego komentować i wyjątkowo dla pana oraz ze względu na związki z Inowrocławiem, zgodziłam się porozmawiać. Tamte czasy były bardzo fajne, ale minęły.
- Bywa Pani w Inowrocławiu?
- Oczywiście, przecież mam tam rodzinę. Od lat obserwuję miasto jak się zmienia. Inowrocław zresztą zawsze był piękny. Ma piękne Solanki, starówkę, ale robi się miastem coraz bardziej czystym i nowoczesnym. Widziałam nowe biurowce, ma ładne i czyste ulice, jest zielono.
- Z perspektywy czasu, warto było brać udział w tych, swego rodzaju, wyścigach ładnych dziewczyn?
- Z czasem zmienia się percepcja. Młode osoby mają inne priorytety. Teraz zupełnie inaczej patrzę na tego typu sprawy.
- Ale córkę by Pani na takie wybory puściła?
- Jeżeli by chciała, to pewnie, że tak. Staram się wspierać ją we wszystkim. Choć ona specjalnie takimi kwestiami się nie interesuje.
Jesienią 1993 roku Agnieszka Pachałko została w Tokio Miss International. - Na lotnisku powitał mnie tłum dziennikarzy i fotoreporterów. Mama i siostra zalewały się łzami, za to tata śmiał się na cały głos. A ja? Byłam przekonana, że za chwilę zegar wybije północ i czar pryśnie - wspominała przed laty w jednym z wywiadów.
Później mieszkała przez kilka lat w Paryżu, gdzie prezentowała kolekcje, między innymi Karla Lagerferda, Pierre'a Cardina czy Yves'a Saint Laurenta. W sieci wciąż jeszcze można natknąć się na jej wspólne zdjęcia z Claudią Schiffer, Lindą Evangelistą czy Carlą Bruni.
Po dwóch dekadach Agnieszka Pachałko nie jest już aktywna w życiu publicznym. Odcięła się od medialnego szumu po problemach osobistych. Jednak wciąż jest pamiętana i niejedna gazeta chciałaby z nią rozmawiać. Zgodziła się na wywiad tylko ze względu na fakt, że rozmowa była prowadzona przez inowrocławskiego dziennikarza.
- To prawda, że zaczęło się od rozklekotanego samochodu rodziców?
- Rzeczywiście, to miało związek, bo samochód nie był w najlepszym stanie. Ale ta przygoda była bardziej zbiegiem okoliczności. Dostałam się na medycynę i miałam dłuższe wakacje. W gazecie pojawiło się ogłoszenie o wyborach. To nie był mój pomysł, ale siostry, która mnie zgłosiła.
- Pierwszym sukcesem było wygranie konkursu Miss Ziemi Bydgoskiej. Wielu inowrocławian do dziś nie może Pani wybaczyć, że później przedstawiała się Pani jako bydgoszczanka.
- To jakieś nieporozumienie. Mówiłam, że reprezentuję Ziemię Bydgoską, bo taki wygrałam konkurs. We wszystkich wywiadach podkreślałam, że jestem z Inowrocławia.
- Mówi się, że takie wybory to wulkan zawiści ze strony konkurentek. To prawda?
- Różnie bywa. Można się spotkać z zawiścią, zazdrością, ale też z dobrymi emocjami, z sympatią. Ja nie odczuwałam wśród dziewczyn zawiści.
- Jeździła Pani tym Fiatem wygranym w Miss Polski, czy wzięli rodzice?
- Jeździłam głównie ja, bo wtedy już mieszkałam w Bydgoszczy. Rodzice później też mieli już inny samochód. Z tym Fiatem dosyć szybko zresztą się rozstałam, bo miałam wypadek i auto poszło do kasacji.
- Następnie było Miss International. Podobno w Japonii przytyła Pani objadając się tamtejszymi potrawami?
- Nie było aż tak źle. Może rzeczywiście odrobinę przytyłam, ale absolutnie nie było tego widać. Choć to prawda, że jadłam tam rozmaite potrawy, ale one nie są przecież tuczące. To jest raczej jedzenie dietetyczne. Choć bardzo dobre. Rozsmakowałam się w tamtejszej kuchni, w sushi i innych daniach.
- To chyba wygrana w Tokio rozpoczęła tak naprawdę Pani międzynarodową karierę?
- Moja międzynarodowa kariera nie miała żadnego związku z wyborami. Związałam się z agencją modelek w Paryżu, bo osoba ją reprezentująca zatrzymała mnie dosłownie na ulicy. Poszukiwała nowych twarzy i zaproponowała właśnie mi wyjazd do Francji.
- Mieszkała Pani kilka lat w Paryżu, działała w świecie wielkiej mody. Jak Pani wspomina ten okres?
- Było ciężko. To nie jest łatwa praca. Tam właśnie nauczyłam się, co to samodzielność i odpowiedzialność. Trzeba było dbać o siebie pod każdym względem. Dla młodej dziewczyny, którą byłam, był to bardzo trudny okres.
- Prowadziła też Pani program o modzie w telewizji regionalnej.
- To było bezpośrednio po powrocie z Francji. Prowadziłam ten program najpierw z Lilianną Bartoską a później z Alicją Kłopotek. Opowiadałam na bieżąco o tym, z czym miałam bezpośredni kontakt. Bardzo fajnie się tam realizowałam.
- No i nagle Pani zniknęła.
- W pewnym momencie poczułam, że chcę normalnie pożyć. Mam przecież normalny dom, dzieci, Nie mam ciągot, żeby się uzewnętrzniać publicznie. Lubię swój dom i spełniać się w nim, zajmować dziećmi.
- Gotuje Pani sama?
- Oczywiście i to często, jak każdy człowiek. Ale zdarza się, że chodzimy do restauracji.
- Czym się Pani teraz zajmuje?
- Był taki czas, że media bardzo mocno interesowały się tym, co robię. To było męczące. Nigdy nie chciałam tego komentować i wyjątkowo dla pana oraz ze względu na związki z Inowrocławiem, zgodziłam się porozmawiać. Tamte czasy były bardzo fajne, ale minęły.
- Bywa Pani w Inowrocławiu?
- Oczywiście, przecież mam tam rodzinę. Od lat obserwuję miasto jak się zmienia. Inowrocław zresztą zawsze był piękny. Ma piękne Solanki, starówkę, ale robi się miastem coraz bardziej czystym i nowoczesnym. Widziałam nowe biurowce, ma ładne i czyste ulice, jest zielono.
- Z perspektywy czasu, warto było brać udział w tych, swego rodzaju, wyścigach ładnych dziewczyn?
- Z czasem zmienia się percepcja. Młode osoby mają inne priorytety. Teraz zupełnie inaczej patrzę na tego typu sprawy.
- Ale córkę by Pani na takie wybory puściła?
- Jeżeli by chciała, to pewnie, że tak. Staram się wspierać ją we wszystkim. Choć ona specjalnie takimi kwestiami się nie interesuje.