Kosmici zapomnieli o Wylatowie
dział: Wydarzenia / dodano: 04 - 12 - 2022
Nawet najbardziej zatwardziali ufolodzy przestali wierzyć. Przez ostatnie lata w Wylatowie nie pojawiają się kręgi na zbożu. Jeszcze 20 lat temu entuzjaści teorii o tajemniczych wizytach chcieli, aby zajął się nimi rząd.
- Składam wniosek do UFO by w tym roku były piktogramy, gdyż legenda o Wylatowie zamiera – kpił dekadę temu mieszkaniec wsi. Prośba nie została rozpatrzona pozytywnie.
A był czas, kiedy rozpoczynały się żniwa, to badacze piktogramów byli pewni, że kolejny rok z rzędu kręgów zbożowych w słynnej wsi będzie pełno w mediach. Bo temat wakacyjny, chwytliwy, no i w końcu nikt prawdziwego sprawy – czy to miejscowego żartownisia, czy zielonego ludzika – nie złapał za rękę.
Jednak ponad dekadę temu, gdy gorączkowo oczekiwano śladów przylotu UFO, niczego nie znaleziono. Kosmici, albo ludzie – bo opinia na temat źródła kręgów była wciąż podzielona – w kolejnych latach odpuszczali wizytę w regionie.
Ale badaczy dziwnych zjawisk to aż tak bardzo to dekadę temu nie martwiło. - Wylatowo połączyło wielu ludzi. Nawet zastanawiałam się, czy nie powstały one po to, abyśmy mogli się spotkać – mówiła Krystyna Maciąg z Wrocławia, która co roku odwiedzała miejscowość będącą symbolem zjawisk nadprzyrodzonych.
Nowych kręgów zbożowych w wiosce na trasie z Inowrocławia do Poznania nie ma było wtedy od czterech lat. Jeden z najdociekliwszych badaczy zjawiska, Janusz Zagórski sam nie wiedział, czemu. - Może stwierdzili, że reagujemy zbyt technicznie, że jesteśmy mało uduchowieni - zastanawiał się. Był jednak przekonany, że część piktogramów nie została wykonana ludzką ręką.
W związku z tym, że w około 2008 r. latach nie było żadnego „materiału badawczego”, ufolodzy zbierający się w Wylatowie wracali do działań mających na celu nakłonienie rządu, aby zajął się problemem. - Oto, na naszej planecie a więc także na terytorium naszego państwa, od dłuższego już czasu, w sposób intensywny i różnorodny, manifestuje się aktywność nieznanych nam bliżej pozaziemskich form inteligencji. Zamiary tych istot, dysponujących w stosunku do nas niebywałą przewagą technologiczną, trudne są do jednoznacznej oceny. W obliczu jednak samego faktu ich obecności, wszystkie dotychczasowe problemy i spory trawiące nasze życie zbiorowe, nabierają innej perspektywy – napisali do ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Jego kancelaria odpisała lakonicznie, że wnikliwie zajmie się problemem i na tym koniec. Ufolodzy skarżyli się na spychanie tematu pod dywan, podczas gdy rządy innych krajów zaczynały ujawniać wyniki prowadzonych przez wiele lat badań.
Tymczasem ludzie w rolniczej wsi wciąż zastanawiali się, czy piktogramy pojawią się kiedyś jeszcze na polach. Takie marzenia snuli najczęściej wieczorami, przy kawie, już po ciężkiej pracy na roli. - We wsi nie było chyba człowieka, którego redaktorzy z kamerami nie pytali, czy coś widział. Z czasem było to już męczące, bo ile można gadać to samo, ale teraz trochę tego brakuje – mówił miejscowy gospodarz, pan Andrzej, który co roku uważnie śledził doniesienia mediów o „kosmitach”.
Wszyscy, którymi około 20 lat temu owładnęło wakacyjne „szaleństwo” nie mają wątpliwości, że nie wykorzystano dobrze szansy związanej z promocją okolic poprzez najazd setek dziennikarzy. - Powoli mijają już czasy kiedy o wydarzeniach w Wylatowie media informowały prawie codziennie, jednak ówczesna promocja wystarczyła by Wylatowo utkwiło w pamięci na zawsze. Szkoda tylko, że nie wykorzystano tak dobrej reklamy – oceniał dekadę temu Adam Piekut na stronie poświęconej wylatowskim piktogramom.
Okolice wsi obstawiono wtedy nawet tabliczkami informującymi, że to „strefa UFO”. W Wylatowie odbywały się też konferencje z udziałem entuzjastów tajemniczych wydarzeń, a nawet premiera filmu im poświęcona. Teraz wygląda na to, że niemal wszyscy o kręgach zapomnieli. Jedyny człowiek, który założył firmę mającą za zadanie na tym zarabiać już dawno zamknął działalność gospodarczą. Tadeusz Filipczak jako jedyny odważył się zainwestować w kosmiczny interes. Nie stracił, ale też nie zarobił. Żal mu, że gmina nie wykorzystała swojej szansy.
Z kolei na polu Adama Górnego w 2005 roku powstał jeden z ostatnich wylatowskich piktogramów. Badacze zjawiska mówią, że największy w Polsce. Musieli go przekonywać, żeby nie ścinał zboża i nie niszczył wzoru.
Marketing w Wylatowie poniósł totalną porażkę. O tym, że przez kilka lat coś się tutaj działo, przypominają tylko dwie tablice ze spodkiem latającym i wytartymi literami, stojące przy drodze Toruń-Poznań. Nikt nie rozkręcił interesu, nikt nie zbił na kosmitach kasy. Gmina Mogilno nie wcieliła w życie żadnego z szumnych planów: miał powstać hotel, centrum obserwacyjne, muzeum, pomnik UFO, plaża, kanalizacja i przystanek autobusowy w kształcie spodka. Z czasem gmina odpuściła, odpuściło UFO i ludzie też dali sobie spokój. Od czterech lat nie powstał w Wylatowie żaden krąg zbożowy i sława tego miejsca powoli zanika.
Samo źródło kręgów pozostaje nieznane. Pismo „Nieznany świat” zaoferowało nagrodę 5 tysięcy złotych dla osoby, która udowodni, że piktogramy powstałe w poprzednich latach w Wylatowie są dziełem ludzi. Nie zgłosił się nikt, więc wciąż pozostaje to tajemnicą, choć w czasach największej popularności rysunków w prasie pojawiały się ogłoszenia typu „Piktogramy. Tanio” i numer telefonu.
- Jeżeli są takie znaki, których nie robią ludzie, robi jakiś czynnik inteligentny spoza ziemi, to mamy do czynienia z szokującą, niesamowitą tezą, że tu na Ziemi nie jesteśmy sami – oceniał ufolog, Janusz Zagórski.
Piktogramy na polach pod Mogilnem pojawiły się po raz pierwszy dziewięć lat temu na polu Tadeusza Filipczaka. Początkowo były atrakcją regionalną, ale po częstych informacjach w mediach ogólnopolskich, w 2003 roku, stały się już wielką atrakcją ogólnopolską. Latem nie było telewizji czy gazety, która by o tym nie pisała. Po raz ostatni na wylatowskich polach kręgi pojawiły się w 2005 roku.
- Składam wniosek do UFO by w tym roku były piktogramy, gdyż legenda o Wylatowie zamiera – kpił dekadę temu mieszkaniec wsi. Prośba nie została rozpatrzona pozytywnie.
A był czas, kiedy rozpoczynały się żniwa, to badacze piktogramów byli pewni, że kolejny rok z rzędu kręgów zbożowych w słynnej wsi będzie pełno w mediach. Bo temat wakacyjny, chwytliwy, no i w końcu nikt prawdziwego sprawy – czy to miejscowego żartownisia, czy zielonego ludzika – nie złapał za rękę.
Jednak ponad dekadę temu, gdy gorączkowo oczekiwano śladów przylotu UFO, niczego nie znaleziono. Kosmici, albo ludzie – bo opinia na temat źródła kręgów była wciąż podzielona – w kolejnych latach odpuszczali wizytę w regionie.
Ale badaczy dziwnych zjawisk to aż tak bardzo to dekadę temu nie martwiło. - Wylatowo połączyło wielu ludzi. Nawet zastanawiałam się, czy nie powstały one po to, abyśmy mogli się spotkać – mówiła Krystyna Maciąg z Wrocławia, która co roku odwiedzała miejscowość będącą symbolem zjawisk nadprzyrodzonych.
Nowych kręgów zbożowych w wiosce na trasie z Inowrocławia do Poznania nie ma było wtedy od czterech lat. Jeden z najdociekliwszych badaczy zjawiska, Janusz Zagórski sam nie wiedział, czemu. - Może stwierdzili, że reagujemy zbyt technicznie, że jesteśmy mało uduchowieni - zastanawiał się. Był jednak przekonany, że część piktogramów nie została wykonana ludzką ręką.
W związku z tym, że w około 2008 r. latach nie było żadnego „materiału badawczego”, ufolodzy zbierający się w Wylatowie wracali do działań mających na celu nakłonienie rządu, aby zajął się problemem. - Oto, na naszej planecie a więc także na terytorium naszego państwa, od dłuższego już czasu, w sposób intensywny i różnorodny, manifestuje się aktywność nieznanych nam bliżej pozaziemskich form inteligencji. Zamiary tych istot, dysponujących w stosunku do nas niebywałą przewagą technologiczną, trudne są do jednoznacznej oceny. W obliczu jednak samego faktu ich obecności, wszystkie dotychczasowe problemy i spory trawiące nasze życie zbiorowe, nabierają innej perspektywy – napisali do ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Jego kancelaria odpisała lakonicznie, że wnikliwie zajmie się problemem i na tym koniec. Ufolodzy skarżyli się na spychanie tematu pod dywan, podczas gdy rządy innych krajów zaczynały ujawniać wyniki prowadzonych przez wiele lat badań.
Tymczasem ludzie w rolniczej wsi wciąż zastanawiali się, czy piktogramy pojawią się kiedyś jeszcze na polach. Takie marzenia snuli najczęściej wieczorami, przy kawie, już po ciężkiej pracy na roli. - We wsi nie było chyba człowieka, którego redaktorzy z kamerami nie pytali, czy coś widział. Z czasem było to już męczące, bo ile można gadać to samo, ale teraz trochę tego brakuje – mówił miejscowy gospodarz, pan Andrzej, który co roku uważnie śledził doniesienia mediów o „kosmitach”.
Wszyscy, którymi około 20 lat temu owładnęło wakacyjne „szaleństwo” nie mają wątpliwości, że nie wykorzystano dobrze szansy związanej z promocją okolic poprzez najazd setek dziennikarzy. - Powoli mijają już czasy kiedy o wydarzeniach w Wylatowie media informowały prawie codziennie, jednak ówczesna promocja wystarczyła by Wylatowo utkwiło w pamięci na zawsze. Szkoda tylko, że nie wykorzystano tak dobrej reklamy – oceniał dekadę temu Adam Piekut na stronie poświęconej wylatowskim piktogramom.
Okolice wsi obstawiono wtedy nawet tabliczkami informującymi, że to „strefa UFO”. W Wylatowie odbywały się też konferencje z udziałem entuzjastów tajemniczych wydarzeń, a nawet premiera filmu im poświęcona. Teraz wygląda na to, że niemal wszyscy o kręgach zapomnieli. Jedyny człowiek, który założył firmę mającą za zadanie na tym zarabiać już dawno zamknął działalność gospodarczą. Tadeusz Filipczak jako jedyny odważył się zainwestować w kosmiczny interes. Nie stracił, ale też nie zarobił. Żal mu, że gmina nie wykorzystała swojej szansy.
Z kolei na polu Adama Górnego w 2005 roku powstał jeden z ostatnich wylatowskich piktogramów. Badacze zjawiska mówią, że największy w Polsce. Musieli go przekonywać, żeby nie ścinał zboża i nie niszczył wzoru.
Marketing w Wylatowie poniósł totalną porażkę. O tym, że przez kilka lat coś się tutaj działo, przypominają tylko dwie tablice ze spodkiem latającym i wytartymi literami, stojące przy drodze Toruń-Poznań. Nikt nie rozkręcił interesu, nikt nie zbił na kosmitach kasy. Gmina Mogilno nie wcieliła w życie żadnego z szumnych planów: miał powstać hotel, centrum obserwacyjne, muzeum, pomnik UFO, plaża, kanalizacja i przystanek autobusowy w kształcie spodka. Z czasem gmina odpuściła, odpuściło UFO i ludzie też dali sobie spokój. Od czterech lat nie powstał w Wylatowie żaden krąg zbożowy i sława tego miejsca powoli zanika.
Samo źródło kręgów pozostaje nieznane. Pismo „Nieznany świat” zaoferowało nagrodę 5 tysięcy złotych dla osoby, która udowodni, że piktogramy powstałe w poprzednich latach w Wylatowie są dziełem ludzi. Nie zgłosił się nikt, więc wciąż pozostaje to tajemnicą, choć w czasach największej popularności rysunków w prasie pojawiały się ogłoszenia typu „Piktogramy. Tanio” i numer telefonu.
- Jeżeli są takie znaki, których nie robią ludzie, robi jakiś czynnik inteligentny spoza ziemi, to mamy do czynienia z szokującą, niesamowitą tezą, że tu na Ziemi nie jesteśmy sami – oceniał ufolog, Janusz Zagórski.
Piktogramy na polach pod Mogilnem pojawiły się po raz pierwszy dziewięć lat temu na polu Tadeusza Filipczaka. Początkowo były atrakcją regionalną, ale po częstych informacjach w mediach ogólnopolskich, w 2003 roku, stały się już wielką atrakcją ogólnopolską. Latem nie było telewizji czy gazety, która by o tym nie pisała. Po raz ostatni na wylatowskich polach kręgi pojawiły się w 2005 roku.